Ostatnio zapytałam znajomego twórcę, co zdecydowało o tym, że postanowił rozwijać się muzycznie. Śledzę jego artystyczną drogę z zaciekawieniem. Jest w niej dużo determinacji i odwagi, którą niezwykle sobie cenię. Byłam ciekawa kiedy nadszedł ten moment, w którym zdecydował, że chce zajmować się dokładnie tym, co dziś go pochłania. Chciałam wiedzieć który wewnętrzny głos powiedział mu pewnego dnia - zrób to.
Jego odpowiedź okazała się być dla
mnie bardziej znajoma, niż mogłoby się wydawać. Chodziło o poczucie inności i
fakt, że już od wczesnych lat postrzegał życie na zupełnie innym poziomie niż
jego rówieśnicy. Piękno dostrzegał w
rzeczach tak prostych, że aż banalnych. Zachodzące słońce, ulubiony utwór
puszczony w odpowiednim momencie, dobre słowo przyjaciela. Wszystko to, doprowadziło
go do miejsca, w którym jest teraz, gdzie strach przed porażką walczy ze
skaczącym z ekscytacji sercem. A to nieskończenie zrównana walka.
Nie byłabym sobą, gdybym tego nie
przekminiła. Bo przecież musi być coś jeszcze. Coś, co powstrzymuje przed
puszczeniem hamulców. Inaczej byłoby o
wiele łatwiej tworzyć i podążać za tym, co nam pisane. Prędzej czy później
przyjdzie przecież moment, w którym przekonujesz się o tym, co trzyma cię przy
życiu. Dlaczego jest więc tyle ukrytych talentów? Po co się chowamy, gdy wiemy
że robimy to dobrze? Odpowiedź jest prosta:
Bo ktoś zrobi to lepiej.
Zrobi to szybciej i bardziej
spektakularnie. Wyjmie nam słowa z ust, obróci w coś ładniejszego i dobrze to
„sprzeda”. Zabierze nam naszą pasję sprzed nosa, gdy dopiero co chcieliśmy się za nią
zabierać. No teraz to już nie ma po co. Zbyt wiele osób z tym samym pragnieniem,
to już tłok na drodze do samospełnienia. Czas zawrócić i się poddać, a jeśli
nie, to chociaż się wstrzymać. Do jutra, do za dwa miesiące, do dupy z tym
wszystkim. Mija kolejny rok - sumowanie osiągnięć, a twoim okazuje się być jedynie
słomiany zapał. Nie ma, przepadło. No może nie do końca, ale teraz nie jest
„ten moment”. Przyjdzie lepszy. A wtedy to do realizacji już tylko jeden krok…
Są też tacy, którzy się nie
zastanawiają i robią. Są już w trakcie, kiedy piszę te słowa. Może pochylą się
chwilę nad tym, że może im nie wyjść, ale to z reguły urodzeni zwycięzcy. Oni
już doszli do tego, że opinia drugiego człowieka, na temat twojej ścieżki
życiowej, da ci tyle co nic. To tak jak wtedy, kiedy uciekasz przed śladami na
mokrej podłodze, gdy Pani sprzątająca mopuje klatkę. Możesz przeprosić, ale
przejść i tak musisz.
Tymi drugimi chcemy się inspirować. To dzięki nim wiemy, że jednak można, ciężka praca popłaca a poświęcenia nierzadko rodzą sukcesy – tylko w bardziej odległym terminie. To ten czas, w którym ci pierwsi z reguły już rezygnują, bo im to za długo trwa. Będą przepraszać w nieskończoność i opowiadać, że przecież prawie im to wyszło, tak niewiele brakowało. To ci, którzy w trakcie wędrówki słyszą echo nie swojego głosu. Odwracają się za nim zbyt często i szukają rady. Później się okazuje, że to ktoś z innego szlaku – kilometry od ciebie, na innej ścieżce, nie znający twojej drogi. Tyle zmarnowanych przystanków, by w kimś obcym odnaleźć potwierdzenie czy zmierzasz w dobrym kierunku…


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Piękno tkwi w rozmowie. Zapraszam!