W każdym związku spotka cię ta rozmowa. Dochodzi północ, druga butelka wina jest do połowy opróżniona, a wy leżycie w objęciach spijając sobie słowa z ust. To początki waszej relacji, ale już wiecie że to będzie ta noc.
Słuchasz więc z empatią, bo to
niezwykła odwaga zwierzyć się z tak dużego ciężaru. Otwieracie się przed sobą i
już czujecie, że tym samym przypieczętowaliście niejako pewną umowę, która
brzmi:
Taki jestem, przeszedłem przez
niejedno. Było lepiej i było najgorzej, ale spotkałem ciebie i już wiem, ze
tamto to przeszłość. Mogę ci o tym opowiedzieć, a później weźmiesz mnie w
ramiona i stworzysz tym samym bezpieczną przystań. Taką, w której nikt już
nigdy nie będzie krzywdził.
I żyli długo i szczęśliwie.
![]() |
Z pominięciem jednej drobnej rzeczy…
Bo oto mija jakiś czas i
uświadamiasz sobie, że to być może jedna z najważniejszych rozmów, która
się wtedy odbyła. Może gdyby okulary nie były tak różowe, usłyszałabyś że w tej
rozmowie padło również:
Jestem cholernie skrzywdzony.
Tak wiele razy mnie opuszczano, więc już nie ufam że nie wydarzy się to
ponownie. Dlatego w trakcie naszego związku będę wystawiał cię na próby, by
sprawdzić czy rzeczywiście nie odejdziesz. Będę zimny i zdystansowany, bo jeśli
się przywiążesz, ja będę musiał zburzyć mur, który tak długo wokół siebie
budowałem. Nie przepracowałem trudnego dzieciństwa i to odbije się na tobie. Będę
kochać, ale nie będę potrafił tego okazać. Nasz związek będzie karuzelą uczuć,
bo samemu ze sobą mi źle i nie będę wiedział jak cię traktować.
Zmienia perspektywę, co?
Ale spokojnie, to nas nie dotyczy. Przecież tego nie usłyszałaś, a gdyby nawet – zasłoniłabyś uszy. Zresztą, to w końcu problem przeszłych pokoleń. My będziemy inni…


🥰
OdpowiedzUsuń