23 lut 2018

#8 Korzystaj z tego, co Cię ratuje


Korzystaj z tego, co Cię ratuje


Ona - postawiła wszystko na jedną kartę. Rozpoczęła zaoczne studia, a dziennie realizuje się w korpo. Co prawda może nie ma czasu, by zrobić siku, ale poza tym cały jej dzień jest idealnie zapełniony, a siłownia także ma swoje najświętsze miejsce. Są hybrydy, jest fryzurka, a rzęsy dopełnione metodą jeden do stu dwudziestu.

On – rzadko zastaniesz go w mieście, bo ciągle bywa. W rozjazdach i na wyjazdach. Podróżując, zwiedzając, chłonąc każdy fragment i zakątek obcej ziemi i kultury. Nieważne, że nie wiesz jak wygląda jego „zwyczajne” życie. Zdjęcia na Instagramie wystarczą byś poczuła, że coś tu chyba jest nie halo. Ale nie z nim, tylko z Tobą, moja droga.
 

Bo Ty się nie spełniasz. No bo chyba nie uważasz, że leżenie w łóżku przed laptopem z kolejnym odcinkiem Frendsów jakoś specjalnie ubogaci Twoje życie? Oj, tak myślałaś? To przykro mi…
 

Następne opakowanie maślanego popcornu czeka na swoje dwie minuty, (jeszcze zimowe) skarpety czekają na grzejniku, a owocowy radler chłodzi się w lodówce. Jest dobrze. Bo jest Rachel. Ross, Chandler i inni. Bo tę resztę gdzieś wywiało. A dosłownie? Robią karierę, słuchają głosu, który mówi Carpe diem. A jedyny głos, który na razie dochodzi do Ciebie to Marnuj dzień.
 

Jeżeli to wszystko wydaje Ci się znajome, to możesz od razu przestać się zadręczać, bo uwierz mi, zrobiłam to już za Ciebie. Zjadłam ten cholerny popcorn, wypiłam to piwo i obejrzałam kolejny odcinek, wszystko jakieś…tryliard razy pod rząd. I nie, nie przeczytałam nawet dwudziestu stron jednej z miliona wypożyczonych w zeszłym miesiącu książek. Nie zaczęłam też uczyć się tych podstaw włoskiego, o którym trułam wszystkim znajomym, a mój angielski wciąż jest na tym samym, nieruszonym poziomie. Mata do ćwiczeń wciąż stoi oparta o ścianę, a odwaga, by wysłać CV do „pracy marzeń”, która mogłaby zmienić wszystko, jakoś nie przychodzi. Tymczasem drugi miesiąc nowego roku zbliża się ku końcowi, a moim ulubionym zajęciem po pracy oraz czasie spędzonym na uczelni, jest pozycja pozioma oraz męczenie przycisku play.
 

Nasuwa się jedno, istotne pytanie: Czy pluć sobie w twarz? A zaraz po nim następne. Czy musimy wystarczająco długo kopać się w tyłek, by w końcu ruszyć przed siebie? Tu mogłabym zacząć się usprawiedliwiać. Dosłownie wszystkim. Tylko… gdy zbyt długo ciągniesz „siebie- za sobą” nagle dostrzegasz, że gdzieś zgubiłaś tę osobę, która oddzielając się od Ciebie, stworzyła całkiem odrębną świadomość. Z jednej strony wiesz, że powinnaś – to ten czas, ten moment, by osiągnąć wielkie rzeczy. Jesteś młoda, tyle przed Tobą, życie jest krótkie. A Ty? Zbytnio się nie namęczyłaś ubierając dresy i rozsiadając się wygodnie w łóżku. Zbyt proste i nie wymyślne. Nie łapiesz okazji - na awanse, nowe propozycje zawodowe i spotkania towarzyskie. Ktoś zapyta - jak się z tym czujesz? Już odpowiadam - dobrze. Bo zbyt często zapominamy o tym, by zwyczajnie czuć się dobrze tu i teraz, robiąc dokładnie to, na co mamy ochotę i na co sobie sami pozwalamy w danej chwili.

Bo najprawdopodobniej nie skończysz swojego życia w taki sposób i w tym miejscu, ale lepiej nasłuchać się o tym, jaki to nudny i bezowocny Twój żywot w tej chwili. Motywacja by coś zmienić może przyjść zawsze i w najmniej oczekiwanym momencie. Warto jednak przywitać ją na swój sposób. Bo kto powiedział, że właśnie wtedy musisz znaleźć się na szczycie najwyższej z gór?

Szczerze? Z motywacyjnego wpisu raczej nici. Ale jeśli mimo to, sprawiłam, że Twoje wyrzuty sumienia choć odrobinę zmalały, uznam to za wielki sukces. Choć nie odradzam odkrywania siebie, swoich pasji i możliwości. Jednak miłości do łóżka i rutynowego lenistwa - nie odganiam i szanuję ;).




          




Znajdziesz mnie tutaj!
 
                                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Piękno tkwi w rozmowie. Zapraszam!

Copyright © Ile w nas chęci - by Caro , Blogger