Ostatnio zaczęłam doceniać stan „pomiędzy”, w którym obecnie się znajduję. To mniej więcej takie uczucie jak – nie mam pojęcia co dalej będzie, ale cieszę się na to, bądź – nie mam pojęcia dokąd mnie to doprowadzi, ale idę tym tropem.
Mogłabym się doszukiwać brakujących szczegółów. No właśnie – mogłabym. Tymczasem jestem z dala od tego, a raczej staję się obserwatorem własnych słów, zachowań i odczuć. I trochę nawet czuję dumę, bo przecież spokojnie zdołałabym pójść tą ścieżką co kiedyś, czyli stanąć w miejscu i tupnąć nogą jak rozemocjonowany dwulatek. Mimo to wiem, że zaprowadzi mnie to donikąd. To lato nauczyło mnie, by korzystać z chwili i chłonąć dobre momenty, które nam się przytrafiają. Bez względu na to, czy czegoś nam w nich brakuje. Choćby zaraz miały nadejść najgorsze trudności, jest t e r a z i ono trwa. Jakkolwiek banalnie to nie brzmi – ten banał zyskuje na znaczeniu, kiedy własną siłą i determinacją dotrzesz do czegoś, o czym nieustannie marzyłeś. Za wcześnie, by podsumować ten rok, ale i to jest bez znaczenia. Bo nic tak nie cieszy jak poczucie, że dobrze wykorzystałeś kredyt zaufania, którym siebie obdarzyłeś.
Swoją drogą, potrafię dzielić się smutkiem, nostalgią i wewnętrznymi bojami. Dlaczego nie miałabym się podzielić tym, że jest zwyczajnie dobrze? Poczuciem, że to przyjemny czas, za który jestem wdzięczna? Przeważnie nie chcemy krakać. W końcu za chwilę parabola dojdzie do swojego maksa i z impetem trzaśniemy o podłogę. Zabraniają nam głośno się cieszyć i chwalić życie. W końcu nie ma lepszego tematu do rozmów jak przykre incydenty i niepowodzenia. O czym tu rozmawiać, jak nie o trudnościach? Tylko nie krzycz o zwycięstwach – sytuacja się odwróci i zostaniesz z niczym. Zapominają, że na „nic” już nas przygotowali. Brakuje miejsca na „coś”. Dlatego gonimy i nie wiemy za czym, a jak już osiągniemy cel – trudno o radość. Trwa sekundę i znów pędzimy po kolejną.
Tym tekstem, chcę dać
sobie prawo do zatrzymania w myślach sierpniowego tygodnia tego roku. Kiedy to
beztrosko wynurzyłam głowę ze słonej wody, a gorące słońce opierało się na
opalonych ramionach. Bo właśnie wtedy, choć widoki same się broniły, zamknęłam
oczy, uśmiechnęłam się i kazałam sobie zapamiętać tę chwilę na zawsze. I
cieszę się, że mam zdolność do odtwarzania w głowie raz po raz tych samych
przeżyć. Bo to jak katalog wspomnień, który otwieram w dowolnym momencie i
kiedy znów się okażę, że pędzę, ale nie wiem dokąd – przypomnę sobie, że właśnie
dla takich chwil, warto się zatrzymać.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Piękno tkwi w rozmowie. Zapraszam!